Nauki Umysłu Chrystusa

Biblioteka Nauk Umysłu Chrystusa
Droga Mistrzostwa

Poczekaj chwilkę…

Epilog

MIŁOŚĆ. Miłość naprawdę płynie z każdym oddechem, jaki bierzemy, i z moich doświadczeń z Jeszuą nauczyłem się, że Miłość rzeczywiście pragnie być słyszana w każdym wypowiedzianym słowie. Jeszua jest w tym mistrzem, lecz jego mistrzostwo nie stawia Go ponad nami. Będzie czekał cierpliwie, wedle naszego postrzegania trochę nas wyprzedzając, aż w końcu rozpoznamy, że czeka na nas i zawsze na nas czekał nasz wybór Miłości. Jest to wybór, przy którym wszystkie inne opcje znikają. Wybór, który w ostatecznym rozrachunku rzeczywiście objawia się naszym przebudzonym umysłom jako wybór bez alternatyw. Czy istniał kiedykolwiek jakiś inny realny wybór?

Miłość może wydawać się tak bardzo przerażająca! Wymaga ona głębokiego rozpoznania, że przeszłość przeminęła. Wymaga od nas, abyśmy powrócili do domu, do tej teraźniejszej chwili, wyrzekając się naszej potrzeby posiadania racji, naszej skłonności do obwiniania, a nade wszystko, byśmy przyjęli pełną odpowiedzialność za wszystko, co myślimy, czujemy, mówimy i czynimy. Musi to również oznaczać, że akceptujemy odpowiedzialność za świat, który widzimy. Jeśli świat się nie zmienia, musi to oznaczać, że my też się nie zmieniamy!

Słowo mówione. Nie jest to zwyczajna werbalna komunikacja, albowiem jesteśmy myślą Miłości wyrażoną w formie. Nasz każdy gest „mówi” więc światu o tym, co postanawiamy gromadzić jako nasze skarby. Co więcej, każdy nasz gest mówi również do nas, szeptem przypominając, jakich dokonaliśmy wyborów i oferując absolutną wolność ponownego wyboru.

Razem stoimy teraz na progu czegoś nowego, czegoś niezrównanego, przynajmniej w znanej nam historii. Wszędzie odczuwany jest puls zmiany. Technologia w istocie czyni świat bardzo małym miejscem. W jednej chwili doświadczenia brata lub siostry żyjących na drugim krańcu globu wkraczają do naszego salonu, ich głosy zmuszają nas, by otworzyć szeroko nasze serca, by zaakceptować ich również jako prawdziwą rodzinę. Czy sami potrafimy kochać w wystarczający sposób? Nie, nie sądzę. Ale, dzięki Bogu, sama Miłość wystarczy, albowiem niewątpliwie Bóg jest Miłością czekającą na nasze zaproszenie.

Przez prawie dwadzieścia lat, gdy ta Ścieżka, którą teraz nazywamy Drogą Mistrzostwa, rozwijała się pod Jego starannym przewodnictwem, widziałem raz za razem niekwestionowaną prawdę, że rzeczywiście nie ma żadnego porządku trudności w cudach, jakie może rodzić Miłość, kiedy po prostu łączymy nasze serca i dłonie, i oferujemy Miłości tę odrobinę chęci, jakiej potrzeba, by zawiesić nasze osądy i uczyć się na nowo. Och tak, Miłość wystarczy. Pod każdym wypartym uczuciem, pod każdym gniewem i zranieniem, których się kurczowo trzymamy, Miłość czeka, by uzdrowić nas tak głęboko, iż wydaje się, jakby problemu nigdy nie było, jakbyśmy tylko spali przez chwilę, śniąc sny o stracie, słabości, poczuciu niegodności, winie, wstydzie – o nierzeczywistości. O jakaż radość, gdy się budzimy!

A budzimy się! My – ty i ja, i wszyscy – jesteśmy razem, odkąd istnieje czas. Śniliśmy razem wszelkie sny niepodobne do Miłości, a teraz znów stajemy przed jedynym wyborem, jaki jest. Wytworzyliśmy świat, który widzimy, i to rozpoznanie może nas paraliżować, przygnębiać lub blokować, dopóki nie uświadomimy sobie, że jest ono tylko wyrazem myśli, których rzeczywistość chcemy podtrzymywać! Teraz jesteśmy wolni i możemy wybrać ponownie.

Jeszua jest zagadką od 2000 lat. To długi czas na bycie sławnym, zwłaszcza, jeśli nie zbudowało się imperium, nie napisało żadnych książek ani nie było dopuszczalnym tematem programów nauczania publicznego szkolnictwa. Ten gość nie ma na swoim koncie nawet żadnych ról filmowych ani też niczego nie wynalazł. Jednak zaakceptował jedyny wybór, jaki jest – życie rzeczywistością Miłości. I właśnie to stało się motorem wszelkich zmian – dla Niego i dla każdego, kto choć w niewielkim stopniu otworzył na Niego swe serce. Jeszua często powtarzał, że czekał długo, aby ten czas objawił się na Ziemi. Czas, kiedy ponadczasowa Prawda, jako idea, może zostać tchnięta w umysły i serca, i rozprzestrzeniać się szybko i w pełni w całym świecie. Mówię „tchnięta” czy też „przekazana w oddechu”, gdyż czas dogmatów, czas kaznodziejstwa jest już za nami. Aby oddychać prawdą, musimy wpierw sami przyjąć ją głęboko w sobie, dosłownie z każdym wdechem, a następnie ofiarować ją komukolwiek, kto stanie przed nami, dosłownie z każdym wydechem, jak gdyby kąpiąc go w tym, co jest poza słowami. Możemy zapraszać innych w atmosferze bezpieczeństwa, by oddychali razem z nami. To może stać się kręgiem, tańcem przyjmowania i dawania, dawania i przyjmowania. Czy jesteśmy gotowi na takie dzielenie się?

Kiedy podejmujemy jedyny wybór, jaki jest, wybór Miłości, właśnie tutaj i właśnie teraz, gdziekolwiek jesteśmy, łączymy się z innymi na całym świecie, którzy również postanawiają się przebudzić. Każdy nasz miłujący gest dosłownie podnosi świat na duchu, ponieważ nie może nie wpływać na zbiorowy umysł ludzkości.

Jeden z moich ulubionych cytatów pochodzi od żydowskiego nauczyciela Majmonidesa. Prawdopodobnie to, o co pyta Majmonides, jest jedynym pytaniem, na jakie powinniśmy odpowiedzieć. Z jednej strony wskazuje ono na naszą odpowiedzialność, a z drugiej na ogromną, niemierzalną moc, która żyje w jednakowym stopniu w każdym z nas, i będzie jaśniała w nas blaskiem, gdy oduczymy się jej lękać. A pytanie to brzmi następująco:

Jeśli nie TERAZ, to kiedy?
Jeśli nie WY, to kto?

Z Jeszuą jako naszym miłującym bratem i przewodnikiem poznaliśmy, że jedyny wybór, jaki jest, jest nieuniknionym rozpoznaniem, że kiedy to teraz, a kto to my. Poznaliśmy również, że w przebudzeniu nie chodzi o jakąś efemeryczną powściągliwość udającą transcendencję, w której każde wyzwanie i każde niechciane uczucie jest zbywane wyjaśnieniem, że jest to złudzenie. Przebudzenie jest raczej korektą, wycieraniem do czysta karty wyuczonego postrzegania, tak aby życie, które jest jedynie Miłością, która szerzy się, by objąć stworzenie, mogło być przeżywane, a nie jedynie ograniczane do przetrwania. Przebudzenie nie jest końcem, lecz początkiem. Mój przyjaciel Michael Stillwater nazywa to „lądowaniem całymi stopami na planecie”.

„Zabierz mnie stąd, Scotty” 1 nie jest podejściem, którym żyje ani którego naucza nas nasz łagodny brat. Miłość nie szuka ucieczki, lecz służy. Gdy ego krzyczy: „Ale co ja z tego będę miał?”, przebudzone serce zadaje proste pytanie: „Jak mogę pomóc?”… a następnie pozwala, by Miłość była przewodnikiem.

Alan Cohen napisał, że „Jeszua najprawdopodobniej zgodziłby się, że mamy już wystarczającą liczbę uczniów, a teraz jest czas na większą liczbę mistrzów”. Zgadzam się z tym całym sercem. Jeszua nigdy nie prosił, aby Go wielbić, lecz jedynie, by się do Niego przyłączyć. Miłość w końcu zwycięży, choćby tylko z tego powodu, że opieranie się jej wymaga wielkiej energii, więc ta energia oporu ostatecznie się wyczerpie. Uczymy się albo przez radość, albo przez ból, ale tak czy inaczej, nauczymy się. W jakim kierunku mądrze jest pójść, wydaje się oczywiste.

Jeszua kiedyś nagle mnie zaskoczył, mówiąc, że „prawdy tego świata są diametralnym przeciwieństwem Rzeczywistości Królestwa”. To oznacza, że wszystko, czego byliśmy nauczani, jest dokładnym przeciwieństwem tego, co jest rzeczywiste! Świat nas uczy, że musimy wiedzieć, dokąd zmierzamy, zanim wyruszymy w drogę. Musimy wiedzieć, co zyskamy, jaki to będzie miało na nas wpływ, i dopiero wówczas podejmujemy decyzję, czy nasz statek wyruszy z portu. Musimy się upewnić, że wszystko jest w porządku z naszym spadochronem, zanim skoczymy. Ale prawda jest dokładnie odwrotna.

Wierzę w was. Wierzę, że jesteście w bliskiej łączności ze Źródłem Życia i że Życie pragnie żyć poprzez was; że macie wszelkie prawo zejść z dróg tego świata, na których wydają się rządzić prawa chaosu, nieufności i lęku. Jeśli skoczysz, odnajdziesz swój spadochron. Wam wszystkim, którzy już skoczyli i rosnącej liczbie nas wszystkich, którzy zbliżamy się do krawędzi, serdecznie dziękujemy za to, że wyrażacie chęć połączenia się z każdym, którego wyborem jest przynieść Niebo na Ziemię.

No dobrze. Ponieważ jest już 5 nad ranem, mogę się wślizgnąć pod kołdrę. Ale jeszcze coś musi zostać powiedziane, aby zakończyć tę książkę. Widzę teraz, że w całej Drodze Sługi Jeszua zarówno korygował nasze zbiorowe błędne wyobrażenia na temat tego, kim naprawdę jesteśmy, jak i równocześnie zadawał majnimodesowe pytanie. Pytanie to czeka na odpowiedź i nie mógłbym pozwolić tej czwartej edycji książki pójść do druku, nie odpowiadając na nie. Oto więc moja ostateczna propozycja dla was. Połączmy się razem, by wzrastać, uzdrawiać i przekraczać granice przebudzenia. Połączmy się w pielęgnowaniu wizji uzdrowionej planety, a ludzkości trwającej w pokoju, oraz w czynieniu wszystkiego, co w naszej mocy, by dzielić się z tymi, którzy zostaną do nas przyciągnięci, tym, kim naprawdę jesteśmy – radykalnym, ekstatycznym duchem – oraz tym, co będziemy odkrywać, że jest prawdziwie pomocne.

Niebo na Ziemi.

Jeszua nazywa to „adamowym procesem”. „Dam” w jego rodzimym aramejskim języku odnosi się do natury lub też samego umysłu ciała. „A” (wymawiane jako długie A) jest pierwszą literą imienia Boga, jakiego najczęściej używał: „Alaha”, i oznacza nieograniczone źródło, któremu nadaliśmy nazwę „Bóg”.

Tak więc „a” stara się przenikać, nasączać i poruszać się poprzez „dam”, chcąc w wielkim cyklu ewolucji przejawić to, co jeszcze nie dopełniło swych pełnych narodzin: „Adama”, pierwszego człowieka Biblii! Albowiem wszyscy jesteśmy częścią tych wielkich narodzin jako pełni prawdziwego rodzaju ludzkiego.

Czy może być jakaś większa przygoda?
Czy może być coś bardziej godnego naszego istnienia?

Niech płyną potoki radości!

Jayem
Wielkanoc, 2006 r.

  1. „Beam me up, Scotty” – „Teleportuj mnie Scotty” – powiedzenie znane z serialu Star Trek [przyp.tłum]. 



Wybierz odbiorców z listy rozwijalnej i/lub wprowadź adresy email w poniższym polu.